Z wizytą w Beskidzie Dukielskim: Piotruś i Cergowa 0
Z wizytą w Beskidzie Dukielskim: Piotruś i Cergowa

Odpocząć od zgiełku i ciągłego pośpiechu – taki był cel naszego wyjazdu w góry. Po 2 dniach chodzenia poza szlakiem postanowiłyśmy ostatni dzień spędzić zdobywając Piotrusia i Cergową – dwa dość charakterystyczne szczyty, których sylwetki podziwiałyśmy przez ostatnie dni.

Noc spędziłyśmy na polu namiotowym Stasiane, które znajduje się bezpośrednio przy szlaku na Piotrusia. Pole to jest bezpłatne, utrzymywane przez gminę. Do dyspozycji turystów są wiaty i dość duży parking. Nie ma także problemu z dostępem do wody. Noc mija spokojnie, zresztą ciężko nie wyspać się na tak wygodnej macie i w tak ciepłym śpiworze.

Przełom Jasiołki

Wstajemy dość wcześnie, bo przed nami długi dzień. Zanim  jednak ruszymy na szlak postanawiamy jeszcze przyjrzeć się bliżej rezerwatowi Przełom Jasiołki. Znajduje się on dosłownie pięć minut od naszego noclegu, a jest naprawdę ciekawym miejscem. My niestety nie mamy czasu na przejście całej trasy, dlatego odwiedzamy tylko ostatni punkt ścieżki, czyli sam przełom. Ścieżka trawersuje przez cały czas strome zbocze, więc nie ma chwili na nudę i co chwila przechodzimy przez kładki i pokonujemy schody. Przy okazji warto też patrzeć pod nogi, bo jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie można zobaczyć jedyną w Polsce paproć jednolistną – języcznika zwyczajnego. Trzeba pamiętać jednak żeby pod żadnym pozorem jej nie zrywać – jest pod ochroną!

Języcznik zwyczajny obok znanej nam wszystkim paproci

Na Piotrusia ruszamy równo o 10:30. W ciągu pierwszych kilkuset metrów dwa razy gubimy szlak, ponieważ nic nie wskazuje na to, że ścieżka skręca w lewo. Potem jednak oznakowanie jest już dobre i półtorej godziny podejścia mija naprawdę szybko. Ostatni odcinek prowadzi ciekawym terenem, który jest w Beskidach dość rzadko spotykany – a mianowicie mamy po prawej stronie urwisko. I to takie dość duże, osiągające miejscami nawet 30 metrów wysokości.

Wyjście na grzbiet Piotrusia - a z prawej urwisko

Na szczycie meldujemy się równo o 12. Niestety, jak to często bywa w Beskidzie Niskim, wierzchołek jest całkowicie zarośnięty i nie mamy szans na żadne widoki. Na te musimy poczekać aż do Cergowej. Zejście zajmuje więcej czasu niż zdobycie szczytu i ostatnie czterdzieści minut to omijanie błota, a pod koniec także szukanie szlaku, który wkracza nagle w jary i wąwozy. Tuż przed dojściem do Zawadki Rymanowskiej mijamy niewielki cmentarz, na którym znajdują się jeszcze pojedyncze nagrobki z XIX wieku. W samej miejscowości warto także zobaczyć cerkiew, która zresztą znajduje się tuż obok szlaku.

Cmentarz w Zawadce Rymanowskiej

Cerkiew w Zawadce Rymanowskiej

Po krótkiej przerwie ruszamy żwawo do góry, bo jeśli chcemy zdążyć na szczyt przed zachodem słońca to mamy niewiele czasu. Z radością patrzę na całe rodziny schodzące w dół, dzieciaki są czyste i zadowolone – znaczy to tyle, że szlak nie powinien być bardzo błotnisty. Nie dalej jednak jak kilkanaście minut później dochodzimy do błota, które potrafi sięgać powyżej kostki. Po dzielnych bojach wychodzimy zwycięsko i tylko buty są umorusane od góry do dołu. W tym samym momencie mija nas kolejna rodzinka z małymi dziećmi. Odwracam się do tyłu i co widzę? Rodzice biorą swoje pociechy na barana, a sami brną twardo przez błoto.  Zagadka czystych dzieci rozwiązana.

Na szczęście niebawem błoto kończy się, a nasze buty mogą trochę odetchnąć. Zgodnie z planem jakieś pół godziny przed zachodem zdobywamy szczyt. Wita nas tam nowiutka, dopiero co oddana do użytku, wieża widokowa. Niemiłym zaskoczeniem jest bardzo silny wiatr, który sprawia, że na górze jest naprawdę nieprzyjemnie. Mimo to, na szczycie jest tłum – przynajmniej jak na realia Beskidu Niskiego.

Wieża widokowa na Cergowej

Szkoda, że nie jesteśmy same, bo gdzieś przez to umyka nam piękno tej chwili. Niestety musimy się też pożegnać z obiadem, ponieważ wiatr na górze kategorycznie wybija nam z głowy jakiekolwiek używanie gazu.  Po kilku minutach spędzonych na wieży  schodzimy się ubrać w dodatkowe polary. Chociaż nawet to niewiele pomaga i z radością witamy moment, kiedy słońce wreszcie chowa się za chmury i zaraz potem za horyzont. Wraz z nadejściem mroku, do coraz większej liczby osób zaczyna docierać, że będą musieli schodzić po ciemku. Większość z nich nie ma żadnej latarki, a i mapa należy do rzadkości, więc co rusz spotykamy się z pytaniami: ile jeszcze na dół, którędy mamy iść. A wygrywa ojciec z córką, którzy przez chwilę rozważają nawet nocleg pod wieżą. Dla jasności: bez śpiwora, namiotu i jakiegokolwiek wyposażenia.

Zachód słońca na Cergowej

My nie czekamy aż zrobi się zupełnie ciemno i ruszamy w dół, bo przed nami jeszcze długa droga w dół. Dopiero, kiedy schodzimy z grzbietu przestaje trochę wiać. Z nadzieją rozkładamy się z palnikiem, ale po 20 minutach bezowocnego  gotowania poddajemy się i godzimy z myślą, że obiadu nie będzie.

Schodzimy czerwonym szlakiem aż do Lubatowej. Tam udaje nam się znaleźć działający sklep i kupić jedzenie, które nie wymaga gotowania. Dalej już tylko żmudna wędrówka asfaltem i w końcu rozbijamy się na górce, z której mamy już tylko 40 minut do Iwonicza, które zostawiamy sobie na następny dzień.

Poranek z widokiem na Iwonicz Zdrój

 Mapa pochodzi ze strony Góry i ludzie

Komentarze do wpisu (0)

Infolinia:

Telefon: 22 620 36 76

Email: sklep@multanex.pl

więcej więcej
Waluty
Zaloguj się
Nie pamiętasz hasła? Zarejestruj się
Producenci
 
 
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper Premium